27 listopada 2015

Budwiecie






No, nie da się ukryć. Polska to piękny kraj, ale... Weźmy taką wieś. Wystarczy wyjechać poza granice z 1939 roku i jakoś znika, a przynajmniej zmniejsza się ta straszna пошлость krajobrazu, że tak powiem, antropogenicznego. Wystarczy, by wieś była mało używana - tzn. nie rozwijała się, a bardziej wymierała, oraz by jej budowle były trwałe na tyle, że przetrwały z czasów przedwojennych - i już można żyć.

Budwiecie są tego zjawiska przykładem. Z tym że w grę wchodzą tam jeszcze wybitne walory pejzażu, głównie uwidocznione na widokówkach. Dawne pogranicze prusko-litewskie, później m.in. Drittes Reich.
A teraz? Teraz Polska.


Termin-klucz пошлость wymagałby wyjaśnienia i rozwinięcia, gdyż być może nie dla każdego jest zrozumiały. ale przecież pokazuję tu to, co mi się podoba, a nie na odwrót.





15 listopada 2015

Cyfrowe X-lecie

Odkorkowałem szampon, bowiem obchodzę w tym roku mały jubileusz. Dziesięć lat minęło, odkąd używam aparatu cyfrowego. Nic w tym wprawdzie nadzwyczajnego, a o historii swego fotopstrykania pisałem we wpisie o kolumnie z ulicy Bukowińskiej. W każdym razie, chodzi o to, że cyfrzaki wyparły klisze, a człowiek się rozpstrykał bez miary. Oczywiście wszystkie zrobione fotografie pieczołowicie archiwizuję. Na płytach i - zmniejszone - na różnych dostępnych dyskach. 

I oto właśnie wyciągnięty z archiwum fotoplonik cyfrowy spaceru sprzed równo dziesięciu lat, czyli z 15 listopada 2005 roku. Jeden z pierwszych, choć nie najbardziej najwcześniejszy. 
Co się zmieniło w tym miejscu, Morysinie, od owego czasu? Niewiele. Tyle że zabytkową bramę w ruinie obito gustowną blachą, co pewnie ma zatrzymać proces destrukcji. Nie wiem też, czy już wówczas część pól należących do SGGW zajmowało driving range.












9 listopada 2015

Liternictwo

Jest takie zjawisko. Gałąź. Dziedzina. Fach. Nauka? A mój osobisty kiedyś tzw. konik.
Liternictwo.

Kiedyś w zupełnym regresie - w czasach, gdy znawców i umiejętniaczy przygniotła rzesza „szwagrów ze smykałką”. Teraz jest lepiej - ale tylko dlatego, że szwagrów z kolei wyparły komputery i zmagazynowane w nich obiekty sztuki typograficznej.

A wszak w tej dziedzinie nasi mieli osiągnięcia - od Półtawskiego, po współczesnego twórcę fontu „Lato”.
Ktoś inny znów, w głębi internetu, wyręcza w tłumaczeniu jak krowie na rowie, że co „font”, to nie „czcionka”.
Poeta zaś nasz wielki zauważył, iż

Litera wcale nie jest, jak tuszy niektóry,
Czymś dowolnym, co nie ma swej architektury,
Ani uzasadnionym na pierwiastku wiecznym.
Stara jak słowo: ona - czyni je statecznym.




Co do mnie, to już jako brzdąc 14-letni nauczyłem się pisać antykwą, oraz innymi krojami, które mi się podobały. Poza tym, byłem normalny, itd. Dlatego do dziś z przyjemnością tropię rozsiane po świecie dziełka sztuki literniczej. Np. kiedyś z podziwem wpatrywałem się w mistrzowsko wypisane słowo „kisiel”, figurujące w garmażeryjnym akwarium baru mlecznego „Karaluch”...

Także i ten przykład zwrócił od razu szczególną uwagę. Wygląda jak pozostałość scenografii do filmu  „Sanatorium pod klepsydrą”, bogatego od rekwizytów posecesyjnych. A to tylko oznaczenie na nieczynnej stacji nieczynnej osobowo linii kolejowej nr 12....


(wczesną wiosną).

APENDYKS:
Zapomniałem dodać wzmiankę o własnym kroju pisma używanym ongiś przez PKP. Obecnie zastępowanym prozaicznym Arialem z edytorów tekstowych maszyn liczących...
Oznaczenie wyżej ukazane wydaje się dość wyjątkowe. Lokalne? Co do tego kroju, jest to prawdopodobnie anonimowe „secesyjne pismo plakatowe” - częste na afiszach i winietach czasopism przełomu XIX i XX wieku.





2 listopada 2015

Nagrobek z Przasnysza

Dziś dzień czarny, cmentarny, jak rzekł nasz wybitny poeta o swych spodniach. Czyli tzw. Zaduszki.
Większość szanujących się blogerów co prawda nadaje materiały cmentarne dzień wcześniej, we Wszystkich Świętych. Cóż. Grochem ściany nie przewrócisz. To już przepadło.

Wrodzony komilfoizm nakazuje mi wystąpić z tematyką sepulkralną o właściwej dacie. Jak mawiałem, sezon nagrobkowy trwa w Sadzie rzeczy cały rok. W ostatnim, odeszłym już na cmentarz czasie, zagadnienie to zostało jednak mocno zaniedbane. Stąd wpis niniejszy. Zanim przejdziemy (?) do obiektów właściwego nurtu, czyli staropolskich nagrobków renesansowych, pozwolę se wystawić na cyberwidok publiczny epitafium Adriana Szumskiego z kościoła pod wezwaniem świętego Jakuba i świętej Anny w Przasnyszu.

Coś pośredniego pomiędzy uśpionym wizerunkiem renesansowego nieboszczyka a sarmackim portretem trumiennym. Materiałowo (alabaster!) bliżej do pierwszego, stylistycznie (półludowo-półamatorskie ujęcie postaci) do drugiego.


Treść upamiętniająca postać, to - podaję za internetami - „Tu leży comes Adrian Szumski od śmierci zraniony, z Anny Klicki a ojca Stanisława spłodzony, który ojczyźnie swojej dobrze się zachował, więcej miecza i zbroje niż domu pilnował. Niech krainy inflanckie, wołoskie i pruskie powiedzą, jakie czynił odwagi żołnierskie. Cierpiał zimno, powietrze, słońca upalenie, musiał podczas wodę pić sysakiem w pragnienie, w tym mu cnota i sława męstwa dodawała, za to mu też w swej ziemi choręstwo udała. Za te cnoty godzien był przeżyć długie lata i powoli zażywać obłudnego świata. Przeto służąc dostatnie u króla polskiego, poszedł po żołd zasług do Króla Wiecznego. Umarł roku 1632, dnia 6 stycznia, aetatis sue 47. Requiescat in pace”.

To już sarmatyzm pełną gębą.





Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...