Może będzie ciut zamkowo, ale nizinnemu zameczkowi w Oporowie należy się prezentacja jego pḁdḁ z wyżyn, którym jest zameczek w małopolskim Dębnie.
Dębno leży w połowie drogi między punktem A a punktem B. Trafić więc tam łatwo, ale nie jest to takie proste. Musiało upłynąć 18 lat między jedną a drugą naszą tam wizytą. W takim czasie można zdążyć i urodzić się, i pójść do wojska. Horrendalne.
Budowlę tę zbudowano w połowie drugiej połowy XV wieku. A więc sam schyłek średniowiecza (gdzie indziej było już po), gotyk w wersji wyrafinowanej i jakże dworskiej. W zasadzie jest to pałac gotycki - wielka rzadkość w naszych stronach. Niemniej obiekt przejawia także cechy obronne i - sine kwa non - zamyka się wokół dziedzińca, a więc jest zamkiem.
Wyrafinowanie polega na istnieniu dwóch symetrycznie umieszczonych wykuszy w części wschodniej zamku i dwóch wielobocznych wieżyczek w zachodniej. Podobnie, jak zamek w Oporowie, otoczony jest fosą, której nie sposób przebyć suchą nogą. A także zbudowany jest z cegieł i kryty dachówką. Na tym podobieństwa się kończą - lub nie, zależy jak patrzeć.
I tutaj portal wejściowy jest nowszy, niż reszta. Jak widać, pochodzi z 1722 roku, ale ornamentyka jego jawi się na poły ludowo, na poły archaicznie. Ale nie czepiajmy się - jest ładny. I kamienny.
Tynkowo-sgraffitowe są zaś dodatki szesnastowieczne, renesansowe, kiedy to otynkowano całość (potem zdarto).
Pierwotnym autentykiem są m. in. schodkowe i olaskowane portale ostrołukowe.
Tutaj także warto zajrzeć do środka, by przekonać się o wartości i jakości np. wnętrz z wykuszami, które umilają czas przebywającym w pobliżu.
Znajdując się z cicha pęk na zewnątrz, można jeszcze raz zwrócić uwagę na późnośredniowieczne, wyrafinowane i dworskie detale.
Uwidocznione w tychże samych wykuszach, tudzież ścianach zdobionych zygzakami z zendrówek.
Tu zaś bacznie przyglądamy się wspornikom wieżyczki. Nic nie rzuca się w oczy.
A ówdzie i owszem - na jednym widnieje wyryta gęba, reklamowana przez instytucję kultury zawiadującą obiektem jako podobizna diabła. Chociaż raczej przypomina Tytusa de Zoo...
Do odwiedzin przepięknego zameczku w Dębnie serdecznie namawiam tych, którzy i tak daliby się na to namówić.
30 stycznia 2017
20 stycznia 2017
14 stycznia 2017
Zameczek w Oporowie
Skoro się tak zamkowo zrobiło, to pozostańmy jeszcze przez chwilę zzamkowani.
I spójrzmy na rezydencję z jesieni średniowiecza - chyba najbardziej efektowną i (bo) najlepiej zachowaną na polskich nizinach.
Krótko mówiąc: zameczek w Oporowie, w ziemi łęczyckiej.
Najpierw przejdźmy się po urokliwym parku, który otacza, wraz z fosą, piękną siedzibę biskupio-rycerską.
O, a to już właśnie zamek.
Zbudowano go w połowie XV wieku. Pierwotnymi właścicielami byli Oporowscy.
Po II wojnie obiekt regotyzowano, dodając brakujące to i owo (np. drewniane ganki na dziedzińcu).
Przekształcenia te i dodatki nie spowodowały zmian zasadniczego oryginalnego wyglądu tudzież pierwotnego układu przestrzennego.
Dlatego zamek-pałac w Oporowie pozostaje unikatowym okazem późnośredniowiecznej nieruchomości.
A na dodatek jest bardzo ładny i malowniczo usytuowany.
Warto go zwiedzić, wraz z obfitującymi w przeróżne stare graty wnętrzami w cenie biletu.
I spójrzmy na rezydencję z jesieni średniowiecza - chyba najbardziej efektowną i (bo) najlepiej zachowaną na polskich nizinach.
Krótko mówiąc: zameczek w Oporowie, w ziemi łęczyckiej.
Najpierw przejdźmy się po urokliwym parku, który otacza, wraz z fosą, piękną siedzibę biskupio-rycerską.
O, a to już właśnie zamek.
Zbudowano go w połowie XV wieku. Pierwotnymi właścicielami byli Oporowscy.
W XIX wieku odrobinę go podgotyzowano w duchu romantycznym i walterskotycznym (np. portal).
Po II wojnie obiekt regotyzowano, dodając brakujące to i owo (np. drewniane ganki na dziedzińcu).
Przekształcenia te i dodatki nie spowodowały zmian zasadniczego oryginalnego wyglądu tudzież pierwotnego układu przestrzennego.
Dlatego zamek-pałac w Oporowie pozostaje unikatowym okazem późnośredniowiecznej nieruchomości.
A na dodatek jest bardzo ładny i malowniczo usytuowany.
Warto go zwiedzić, wraz z obfitującymi w przeróżne stare graty wnętrzami w cenie biletu.
Etykiety:
zabytki staropolskie
8 stycznia 2017
W górę wodospadu
W przyjemnej wypoczynkowo okolicy, pośród lasu, tkwi zamek Reinhardstein.
Nazwa ta wskazuje, że znajdujemy się już na pograniczu językowym francusko-niemieckim Belgii.
W kraju tym, nawiasem mówiąc, jest siedem (za)rządów: rząd Flandrii, rząd Walonii, rząd Brukseli, rząd wspólnoty francuskojęzycznej, rząd wspólnoty niderlandzkojęzycznej, rząd wspólnoty niemieckojęzycznej. No i rząd centralny, którego zresztą czasem nie ma, bo się nie ukonstytuował (rekord: 535 dni, ale, widać, nie jest niezbędny w takich okolicznościach).
Droga do zamku - co częste w niepłaskich obszarach - prowadzi pod górę. W pewnym momencie dany jest wybór: można podążać ścieżką, lub wspinać się po klamrach, łańcuchach itp. w górę wodospadu.
Oczywiście korzystamy z tej drugiej drogi.
Po drodze następują interesujące atrakcje, wybitne widoki i ciekawe spostrzeżenia skutkujące zamoczeniem się w wodach wodospadu.
U szczytu czeka jednak niespodzianka: źródło siklawy bije spod mikrogmachu natury utylitarnej.
Jedyna nadzieja, że nikt nie korzystał z urządzenia w czasie naszych swawolnych kąpieli w naturalnym prysznicu (i dolnopłuku, jak się okazuje).
W takiej sytuacji, patrzymy tylko na zasadniczą część zamku z zewnątrz i, przyzywani przez zew przyrody, podążamy w dalszą drogę, która wiedzie ku Wesołym... pardon, Wysokim Bagniskom.
O tych zaś w- nieokreślonym -krótce.
Nazwa ta wskazuje, że znajdujemy się już na pograniczu językowym francusko-niemieckim Belgii.
W kraju tym, nawiasem mówiąc, jest siedem (za)rządów: rząd Flandrii, rząd Walonii, rząd Brukseli, rząd wspólnoty francuskojęzycznej, rząd wspólnoty niderlandzkojęzycznej, rząd wspólnoty niemieckojęzycznej. No i rząd centralny, którego zresztą czasem nie ma, bo się nie ukonstytuował (rekord: 535 dni, ale, widać, nie jest niezbędny w takich okolicznościach).
Droga do zamku - co częste w niepłaskich obszarach - prowadzi pod górę. W pewnym momencie dany jest wybór: można podążać ścieżką, lub wspinać się po klamrach, łańcuchach itp. w górę wodospadu.
Oczywiście korzystamy z tej drugiej drogi.
Po drodze następują interesujące atrakcje, wybitne widoki i ciekawe spostrzeżenia skutkujące zamoczeniem się w wodach wodospadu.
U szczytu czeka jednak niespodzianka: źródło siklawy bije spod mikrogmachu natury utylitarnej.
Jedyna nadzieja, że nikt nie korzystał z urządzenia w czasie naszych swawolnych kąpieli w naturalnym prysznicu (i dolnopłuku, jak się okazuje).
W takiej sytuacji, patrzymy tylko na zasadniczą część zamku z zewnątrz i, przyzywani przez zew przyrody, podążamy w dalszą drogę, która wiedzie ku Wesołym... pardon, Wysokim Bagniskom.
O tych zaś w- nieokreślonym -krótce.
Etykiety:
benefralux,
góry,
przyroda
Subskrybuj:
Posty (Atom)